***
Renesans poranka. Żadnych zmian w przyrodzie, jeno słonecznik trochę opadł. Ja starszy o dziewięć godzin mknę ku śmierci z taką szybkością, że przebiję ją jak ścianę z papieru i znajdę się z drugiej strony - a tam, ho-ho! palce lizać - rachatłukum w duchu i inne takie.
świecisz, a nie wierzysz albo powitanie jesieni
monstrancja zgrzebna
liści pełna
flakon katar melancholia
tysiąc cię odmieniam
pani spiżarniana
w tę cerkiewną porę
wyjść i mieć odwagę
palcem horyzont wspierać
bądź pozdrowiona
i legiony twoje
i lemingi tłuste
i deszcze z marszu
biorące
ostatnie letnie bastiony
naftalin doliny
syte perszerony
a na wozach ziemniaki
a w ziemniakach Rousseau
pstro dajesz ptakom w głowy
i mnie przędziesz lirycznie
Poprzednia Następna