Strona 150 i 151

***
Renesans poranka. Żadnych zmian w przyrodzie, jeno słonecznik trochę opadł. Ja starszy o dziewięć godzin mknę ku śmierci z taką szybkością, że przebiję ją jak ścianę z papieru i znajdę się z drugiej strony -  a tam, ho-ho! palce lizać - rachatłukum w duchu i inne takie.
 
świecisz, a nie wierzysz albo powitanie jesieni
monstrancja zgrzebna
            liści pełna
flakon katar melancholia
            tysiąc cię odmieniam
                        pani spiżarniana
w tę cerkiewną porę
            wyjść i mieć odwagę
                        palcem horyzont wspierać
bądź pozdrowiona
            i legiony twoje
            i lemingi tłuste
            i deszcze z marszu
            biorące
            ostatnie letnie bastiony
                        naftalin doliny
            syte perszerony
            a na wozach ziemniaki
            a w ziemniakach Rousseau
pstro dajesz ptakom w głowy
            i mnie przędziesz lirycznie

Poprzednia  Następna