Strona 8 i 9

Na poświęcenie kawałka ziemi
Allanowi Ginsbergowi
 
Masz rację Allan – wszyscy mamy rację
święte słoneczniki Rockland
wszystkie święte słoneczniki
 
Posłuchaj
daruję tobie cierpienia stacyjne
moje szkice lunarne
oniryki fatalne
szepty sakralne
strachy manualne
 
Posłuchaj
była naga i szczera jak kopia Don Kichota
lubiła karmić poetów w klatkach
nie wiem czy wiesz że poeta
to pierwsze stadium owada
 
Posłuchaj
żal Colombiny to całkiem różowy pomysł
na białej ręce Boga
gdy się o tym dowiedziała pękło mechaniczne
serce
Posłuchaj
ty który szybujesz nad biologią
już ci chromosomy ukręciły stryczek
ale nie o tym
o twoich zwierzętach chciałbym
ale z daleka bo znam ich krwiste nawyki
otóż – daj im wolność
niech gnają w mityczne lasy
niech stadem wybuchną na sklepieniach jaskiń
bo inna to myśl i inne polowanie
 
Posłuchaj
szept betonowych mózgów
wyrosło mi miasto
jak wyrok na błękit
w nim odmierzam cztery pory bólu
pierwsza jest siną hieną obżartą moim snem
druga pospiesznym deptaniem kamienia
trzecia papierową corridą
czwarta gestem nadziei granatowego guru
 
Posłuchaj
dałem ci zboża i minerały
licencję na szczęście
kim jesteś
jesteś obrazem kobiety
żeglującej po martwych morzach
jesteś zapomnianym słowem
w indiańskiej legendzie
dla ciebie ten błękitny lunapark
pełen dzikich liczb
i niecierpliwych tajemnic

Co powiedziałby Suryn, gdyby dziś mógł przeczytać ten wiersz we właściwej formie. Może coś takiego?

– Wielce mnie ucieszyłeś Słapiku, żeś trzymał tę historię tak długo w pamięci, na pohybel redaktorskim pomysłom. Jeśli chcesz, możemy się gdzieś razem wybrać z tej okazji. Zróbmy sobie święto!

Z pewnością powiedziałby „Słapiku”, bowiem panowie mówili w tamtych czasach do siebie wyłącznie po nazwisku. A jeśli święto, to przydałby się też Darski.

Poprzednia  Następna