Strona 48 i 49

Jasny notes z kartkami z czerpanego papieru zapisał tylko w jednej trzeciej. Pisał dużymi literami, głównie ołówkiem – kilka wierszy, kilka cytatów z Tomasa Mertona, krótkie zapiski i refleksja:

Miałem nie palić
a palę
miałem nie pić
a piję
miał być koniec świata
a tu nic, coraz bardziej
pojebane

W notesie nie ma żadnej daty, ale prawdopodobnie jest z połowy lat dziewięćdziesiątych. Andrzej alkoholu nie pił już wtedy niemal wcale, papierosów nałogowo nie palił nigdy, palił fajkę, przyjaciele uważają, że była ona tylko rekwizytem, że nie był uzależniony od tytoniu. Miałem nie pić, a piję znaczy więc nic więcej, niż tylko, że spróbował alkoholu. Bo nawet wówczas gdy zafundował sobie radykalną dietę i pił tylko zioła, sporadycznie zdarzało się, że nie odmawiałprzyjaciołom, mówił wtedy: raz, nie zawsze i wypijał kieliszek. Płacił za to sporą cenę, bo nie dość że cierpiało ciało, to jeszcze dręczył się wyrzutami sumienia. Wcześniej miał różne przygodny z alkoholem i to bez wyrzutów sumienia, a zdarzało się, że sięgał też po inne używki. Wielu poetów wtedy tak żyło. W wielu przypadkach picie miało wpływ na życiorysy, ale to nie jest historia Andrzeja. Andrzej w piciu zachowywał umiar i klasę. Gdy był alkohol, korzystał z niego, gdy nie było, nie było problemu. Potem świadomie z niego rezygnował. Zmienił się, mentalnie był innym człowiekiem, wymagania nowego czasu zmieniły też jego przyjaciół, więc dawne alkoholowe przygody można już było tylko wspominać.

– Alkohol to nie był trunek, którym otępialiśmy zmysły. On nas uskrzydlał – mówi Stanisław Pławski. Andrzej z wódką nie przesadzał. Trzymał fason. Nie przekraczał tej granicy, gdy alkohol jeszcze dodaje skrzydeł, a nie – już zwala z nóg. Odróżniało go to od innych kompanów. Różne miewaliśmy po alkoholu przygody. Pamiętam taką, kiedy po nocnej zabawie spaliśmy u naszego kolegi. Rano – bardzo rano jak na nasz stan – ktoś nachalnie puka do drzwi. Kolega otwiera i widzi dwóch panów wysokich. Podejrzana sprawa, przed ósmą rano raczej trudno spodziewać się przyjaciół. Nim jednak kolega zorientował się w sytuacji, otworzył drzwi, a panowie ustawili nas pod ścianą i zaczęli legitymować. Ja jedyny z całego towarzystwa mogłem się pochwalić dowodem tożsamości, meldunkiem i pracą. Moi przyjaciele nie posiadali tak przyziemnych rzeczy. Na szczęście ta akurat przygoda z służbą bezpieczeństwa nie miała dalszych konsekwencji. Panowie przyszli i poszli.

– Lubił pić wytwornie, cenił dobre trunki pijane z ładnych kieliszków – wspomina Andrzej Różycki. Mam dużo starego szkła. Andrzej często podchodził do przeszklonego kredensu, by podziwiać kieliszki. Zwracał uwagę na ich formę, doceniał projektantów, chwalił wykonanie. Był dżentelmenem starej daty i również w piciu potrafił być taki.

Zdarzało się, że wytworne szkło leciało z okien pociągów, bo gdy podróżował z Pławskim toasty wznosili już w drodze, a kieliszków pozbywali się z rozmachem, szlacheckim, pełnym fantazji gestem.

Kiedy na początku lat osiemdziesiątych jechał z Ewą Hornik pociągiem na Sylwestra do Łodzi nagle wyjął z kieszeni płaszcza lampki do szampana. A skoro było szkło, to pojawiły się też trunki i zakąski. Sylwester rozpoczął się już w pociągu. Cały przedział się przyłączył. Okazało się, że każdy miał jakieś zacne alkohole, wszyscy się zaangażowali i spontanicznie rozpoczęła się zabawa.

Alkoholu, nawet w czasach, gdy był na kartki nie brakowało, a bywało, że dostęp do niego był niemal nieograniczony, zwłaszcza gdy Stanisław Pławski pracował w Gorzowie w magazynie alkoholi eksportowych.

– Gdy Staś pojawiał się na naszych spotkaniach, miał ze sobą zawsze skrzynki przednich trunków. Znaczącą rolę w tym zestawie pełniła śliwowica łącka – wspomina Wojciech Darski. Doceniliśmy jej walory i gdy Stasia z nami nie było, bardzo nam jej brakowało. Jakże radosnym było odkrycie, że półki pewnego sklepu w Krasnobrudzie uginają się od tej śliwowicy. Gdy jeździliśmy do Domańskich oficjalnym celem naszych spacerów wzdłuż brzegów jeziora był ten właśnie sklep. Nikt tam śliwowicy nie kupował, a my, zainspirowani przez Stasia, długo byliśmy jej wielbicielami.

Poprzednia  Następna