Strona 74 i 75

Andrzej Sulima – Suryn zmarł w Montrealu 8 maja 1998 roku.

Siostra Irena przywiozła jego prochy i został pochowany na cmentarzu w Krzyżu obok ojca. Na pogrzeb zjechało mnóstwo ludzi z całej Polski – tłum barwnych postaci, jakich to miasteczko chyba nigdy nie widziało.

– Gdy już Andrzeja nie było, a ja zanurzyłem się w jego poezję – powaliła mnie na kolana. Ten człowiek był geniuszem słowa – mówi Piotr Romanowski. Sposób w jaki opisywał świat tak bardzo mi odpowiada. W jego pisaniu nie było zbędnej litery, każde słowo jest tu bezcenne. Za każdym razem moc jego przekazu robi na mnie ogromne wrażenie. Wiersze Andrzeja są idealnie wyważone, doskonałe jak taj chi. Możesz kontemplować całą formę albo zająć się tylko jednym zdaniem. Jego wiersz zawsze zaprowadzi cię tam gdzie trzeba – w głąb siebie, do źródła.

– Dopiero po śmierci Andrzeja posłuchałem kasety z dziennikami poetyckimi, które dał mi kiedyś Waldek. Andrzej czytał tam swoje wiersze i te wiersze uderzyły we mnie z całą mocą. Uderzyło mnie ich piękno, sens i przekaz. Andrzej stał się wtedy dla mnie innym człowiekiem. Dotarło do mnie to, o co mu chodziło. Nie forma, ale przekaz – to Jedno, Jednia, której szukał – mówi Wacław Sobaszek.

– Był dotąd jedynym człowiekiem w moim dorosłym życiu nad którego odejściem zapłakałem. Przez długi czas po jego śmierci nie mogłem śpiewać tych piosenek, które napisaliśmy razem w Robaku, gdy próbowałem smutek ściskał mi gardło – mówi Stanisław Sojka

Non omnis moriar, mówi się o poetach. Setki poetów, tysiące wierszy, miliony słów, a jednak wciąż jeden wiersz może zmienić ludzkie życie. Wielu z nas, którzy zetknęli się z poezją Andrzeja doświadczyło tego.

Nie liczcie moich pomyłek
nie ufajcie mojemu cierpieniu
nie wszystkie słowa warte pamięci
lecz nie wątpcie
w moją i swoją boskość
o której jeszcze nie mamy
żadnego pojęcia


Poprzednia  Następna