Strona 28 i 29

– Długo nie wiedziałem, że on pisze, to znaczy nie zauważyłem, żeby pisanie traktował poważnie. Był dla mnie poetą w sensie zachowania – wspomina Andrzej Różycki. Wymyślał na bieżąco piękne zwroty, którymi zachwycał większość ludzi pracujących wtedy z nami przy realizacji filmowej. Nie widziałem jednak, żeby swoje poezje zapisywał, żeby myślał nad wierszem i przelewał te myśli na papier. Niczego co wymyślił nie notował. Po prostu mówił, okraszał pięknym słowem sytuację, która się stwarzała. Reagował szybko i genialne sentencje wypowiadał lekko, z dużym urokiem. Zatrzymywał nas nad pewną myślą przez chwilę, a za jakiś czas rzucał nową. Nie skupiał się, nie zastanawiał. Jego poezje były bardzo krótkie, zbliżone do maksym, trafne, głębokie, ale ponieważ pozostawały tylko słowem mówionym, ulatywały wraz z sytuacją, której dotyczyły.

– Pamiętam go też wędrującego po Warmii jak śpiewał i mówił wiersze w przestrzeń, układał kamienie, wieszał instrumenty w powietrzu. Tworzył sztukę w przestrzeni, sam był sztuką w przestrzeni. Był też ruchem, dzianiem się. Ruch związany jest z przemijalnością. Dlatego jego dzieła były ulotne. Nie budował katedr, był raczej jak japoński ogród – zawieje wiatr, poruszy gałązkę i zmieni się rzeczywistość.

Na szczęście w Teofilowie poznał też Waldka Czechowskiego, który – mimo że również żył jak artysta – pilnował, by rzeczy mogły zaistnieć także w materialnym wymiarze.

– Miałem świadomość, że umyka nam coś niezwykłego, więc zacząłem go nagrywać. Andrzej czytał poezję, ja włączałem mikrofon. Czasem podczas takich sesji zamyślał się i powstawał całkiem nowy wiersz. Gdyby nie mikrofon niejeden wiersz mógłby nigdy nie powstać albo powstać i od razu zniknąć. Klika takich spontanicznych sytuacji udało mi się nagrać, wiele bezpowrotnie przepadło – mówi Waldemar Czechowski.

Czechowski był też jego pierwszym wydawcą. Sam przygotowywał niewielkie tomiki z poezją i rysunkami Suryna i rozdawał je przyjaciołom. Dzięki Waldkowi powstało też nagranie, na którym Andrzej czyta swoje wiersze i zapiski z notesów.To nagranie jest pięknie zilustrowane podkładem muzycznym i utworem Stanisława Sojki do słów Suryna „A ty serce świeć”. Wydano je jako płytę CD pod tytułem „Collage Image” Płyta została dołączona do wydanego już po śmierci Andrzeja tomiku „Światło”.

Waldek w umiejętny sposób zdopingował Andrzeja, by ten coś ze swoim talentem zrobił. W jego mieszkaniu na łódzkim Widzewie Andrzej stawał się świadomym, zdeklarowanym poetą. Dzięki Waldkowi poznał też Jana Rylke i środowisko twórców związanych z warszawskim Ursynowem. Potem razem jeździli na Warmię.

W latach osiemdziesiątych niemal co roku w okolicach jedenastego listopada Jan Rylke organizował w swojej pracowni na warszawskim Ursynowie wystawy sztuki niezależnej. Na początku do udziału w wystawach zapraszał głównie swoich przyjaciół artystów, potem krąg poszerzał się o znajomych znajomych, a domowa galeria była otwarta również dla odwiedzających. Któregoś roku pojawił się na Ursynowie Suryn z Czechowskim, przyjechali jako artyści reprezentujący Łódź. Potem bywali tu jeszcze wielokrotnie.

– Suryn robił proste rysunki na kartonie lub wypisywał hasła w stylu zen, odnoszące się do świadomości, jak „Teraz jest teraz”, czy „Jesteś tutaj”. Poeci, którzy uczestniczyli w naszych działaniach, np. Andrzej Szklarz „Indianin” czy Wojciech „Tarzan” Michalewski, wywodzili się często z kręgów hipisowsko-alkoholowych. Andrzej był inny – kulturalny, elegancki, wytworny – wspomina Jan Rylke.

– Ludzie pojawiali się w naszych kręgach z różnych powodów. Nie zawsze byli to artyści. Niektórzy trafiali do nas trochę przypadkowo, a dobry historyczny moment pozwalał im na chwilę być artystami – wspomina Janusz Ducki. To były czasy około stanu wojennego, więc odpowiednia postawa polityczna robiła z niektórych chwilowych artystów. Gdy moment napięcia minął takie osoby do sztuki już nie wracały. W przypadku Andrzeja było inaczej, on był twórcą cały czas, bezżadnego wysiłku, bez główkowania. Sytuacja polityczna nie miała tu nic do rzeczy, bez tego kontekstu też byłby artystą. Jego życie nie było oddzielne od sztuki. On złapał tą jedność. Nie znałem wielu takich ludzi.

Poprzednia  Następna