Oto oto twoje znamię przeglądasz się w obcych lękach i robisz wszystko by ocalić tę resztkę cesarstwa przedmioty brzęczące monety opiekuńcze kontuary własne odbicie w spokojnej wodzie pytania coraz cichsze wszystko to odpływa na łodzi przewoźnik opłacony słońce jeszcze darmo jakiś sen o łukach tryumfalnych jakiś cień z państwa osmozy trójnogi i zapach palonych korzeni onondo kobiety które wiodły mnie do rzeźni wystawy mód i pamięć smaków góry lodowej melancholii skrzaty z instrumentami pod pachą zagrzebują się w mech i liście
W 1988 r. za sprawą Wojciecha Darskiego SDS pojechał na tak zwaną płatną objazdówkę. Do spotkania z artystami zachęcały plakaty, na których widniał napis Intermittentium ratio. Najpierw zostali wspaniale przyjęci przez organizatorów i publiczność na Zamku w Barcianach. Z Barcian w znakomitych humorach pojechali do wsi Gąski. Przywitała ich pusta sala. Byli skonsternowani, organizatorzy tym bardziej. Płatne objazdówki nie zdarzały się często, więc też szkoda im było, że nie zarobią. Organizatorzy jednak stanęli na wysokości zadania. Zaprosili wszystkich na przekąskę, zapłacili za spotkanie z publicznością, której nie było i poprosili o wpisanie się do księgi pamiątkowej.
– Nie dawało nam jednak spokoju dlaczego na spotkaniu nie pojawił się nikt, zupełnie nikt, pustki. Okazało się, że jedyna osoba we wsi, która znała łacinę – ksiądz, zabronił wiernym oglądać artystów występujących pod szyldem intermittentium ratio, czyli stosunek przerywany. Może i słusznie – śmieje się Sobczak.
To były już ostatnie działania SDS-u w tym składzie. Andrzej był w rozjazdach, trudno było wymagać od niego konkretu. Przyjeżdżał kiedy chciał, wiersze wysyłał kiedy chciał, nie miał w związku z SDS-em większych oczekiwań czy ambicji. Jego styl życia przynosił jednak grupie pewne profity. Dzięki temu, że stale się przemieszczał poznawał ludzi, odnajdywał się w wielu twórczych środowiskach, przynosił wieści ze świata.
– Przywiózł nam z Łodzi pierwszy numer wydawanego przez grupę Łódź Kaliska Tanga. Potem dzięki niemu pojechaliśmy na festiwal „Nieme Kino”, poznaliśmy Łódź Kaliską, a potem wylądowaliśmy na plenerze w Teofilowie – wspomina Marek Sobczak.
Pismo Tango było otwarte, składały się nań odręcznie wykonane strony dostarczane przez różnych artystów. Również SDS zostawił swój ślad w Tangu. Suryn i Darski traktowali kontakty z Łodzią Kaliską bardziej towarzysko. Darski wolał działać na prowincji, lepiej czuł się na Mazurach, więc przygoda z Tangiem była dla niego tylko krótkim epizodem. Andrzej w Łodzi czuł się znakomicie. Działał tam na swoich zasadach – przyjeżdżał kiedy chciał i kiedy chciał wyjeżdżał, ale Łódź okazała się ważnym przystankiem na jego drodze. Sobczaka fascynacja Tangiem zaowocowała czymś bardziej trwałym. Dzięki jego inicjatywie i pracy powstało podobne do Tanga wydawnictwo SDS ART – cztery wydania w formacie A4. Darski przyznaje, że z Surynem nie podołaliby wymogom takiego przedsięwzięcia. Zamieścili w tych wydaniach kilka swoich tekstów, ale nad całością czuwał Sobczak.
SDS z racji zainteresowań Marka Sobczaka ewoluował w stronę sztuk wizualnych. Dla poezji też było miejsce, ale znacznie więcej działo się na polu plastyczno-fotograficznym. Suryn i Darski w pracach grupy uczestniczyli już tylko sporadycznie.